środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział III "Gdy Śmierć czycha za drzwiami"

   Tata czekał na nas przed szpitalem.
- Co z mamą, tato? Jak się czuje? Wyjdzie z tego? - już na samym początku zasypałam tatę lawiną pytań.
- Nie wiem, czy wyjdzie z tego. Jej stan jest poważny -powiedział i zaprowadził nas do środka.
Szłam kilka kroków za tatą i ciocią. Szeptali nerwowo, myśląc, że ich nie słyszę.
- Jej stan jest na prawdę poważny. Lekarze mówią, że może nie dożyć następnego dnia - informował ciocię tata.
- O Boże, Alicja, dlaczego akurat ona? Przecież ona zawsze była taka dobra... W dzieciństwie była bardzo pomocna i pracowita, przecież nawet teraz angażowała się w różnego rodzaju akcje charytatywne... - biadoliła ciocia Krysia.
   Przypomniałam sobie, jak na lekcji religii uczyliśmy się, że choroby i śmierć to skutki grzechu. Ale czy zawsze tak jest?
   Pociągnęłam ciocię za rękaw kurtki.
- Gdyby mama... gdyby ona... - to jedno słowo nie chciało mi przejść przez gardło. - Gdyby mama... umarła... to Bóg zyskałby kolejnego Anioła, prawda? - zapytałam ciocię, niczym małe, naiwne dziecko.
- Słyszałaś, co mówiliśmy? - zapytała ciocia, na co kiwnęłam głową.
   Szliśmy korytarzem. Patrzyłam pod nogi, za podłogę wyłożoną płytkami. Nie powiedziałam już nic więcej. Zaczęłam za to powtarzać w myślach: "Proszę, proszę, proszę, niech nic jej nie będzie!".

*   *   *
   Tata otworzył lekko drzwi i zawołał mnie. Weszłam do sali. Od razu zauważyłam łóżko, na którym leżała mama. Blada, z siniakami na twarzy, podpięta do mnóstwa aparatur. Nie taką chciałam ją zapamiętać, ale do dzisiaj mam ten obraz przed oczyma. W najgorszych snach widzę mamę taką, jak zobaczyłam ją w szpitalu, a nad nią pochylającą się 'Śmierć' z kosą w ręku, jak w kreskówkach.
   Podeszłam do łóżka i usiadłam na krześle obok niego. Złapałam dłoń mamy, leżącą na kraju łóżka.
- Mamo... - wyszeptałam. - Nie zostawiaj nas samych, proszę...
Tata stał przy oknie, patrząc na ruchliwą ulicę. Ręce położył na parapecie. Wiedziałam, że stara się być silny w tej sytuacji, ale to go przerastało. Po dokładniejszym przyglądnięciu się mu, zauważyłam, że spod okularów, które miał na nosie, spłynęły dwie duże, błyszczące w świetle słonecznym, łzy.

*   *   *
   Tata odwiózł mnie do domu. Ciocia Krysia chciała ze mną zostać, ale tata powiedział jej, że jestem już 'dużą dziewczynką', za co strasznie mu dziękuję.
   Chciałam pobyć sama. Sama, bez nikogo. Poszłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Spojrzałam przed siebie. Na białej ścianie, nad biurkiem, wisiała czarno-biała fotografia oprawiona w czarną ramkę. Byłam na niej mała, może sześcioletnia, ja, mama i tata. Moja rodzina.
   Objęłam nogi rękoma i schowałam w nich głowę. Mama jest w poważnym stanie. Może umrzeć. Nie! Szybko odrzuciłam od siebie tę myśl. Musiałam się czymś zająć. Podeszłam do komody. Otworzyłam klatkę i wyciągnęłam Stefana. Usiadłam z powrotem na łóżku i położyłam mysz na kołdrze. Zwykła mysz uciekłaby, ale nie moja. Wspięła się po ubraniach na moje ramię. Pogłaskałam ją.

*   *   *
   Drzwi do pokoju Pauliny były uchylone. Zajrzał przez nie. Jego córka leżała na łóżku, przebrana w piżamę. Mała szara mysz leżała obok niej, zwinięta w kłębek. Na podłodze leżały rozrzucone ubrania. Wszedł do pokoju. Pozbierał ciuchy i zawiesił je na krześle. Podszedł do łóżka. Pogłaskał Paulinę po głowie. Tak strasznie przypominała Alicję.

*   *  *
    Był już ranek. Weszłam do kuchni. Tata siedział przy stole. Głowę miał położoną na rękach, na stole stała filiżanka z kawą i jedna z herbatą, przygotowana dla mnie. Wzięłam ją do ręki. Tata podniósł głowę, jakby dopiero teraz zauważył moją obecność. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Mama nie żyje - powiedział.
Rozległ się trzask filiżanki, która wypadła z mojej ręki.

~ ♥ ~

Dopiero po jednym dniu skapnęłam się, że cały czas miała być narracja pierwszoosobowa. Trudno. Teraz chyba na poważnie wezmę się za pisanie tej powieści. Niedługo możecie się spodziewać nowego rozdziału. Komentarze bardzo mile widziane. Dzięki nim wiem, że nie piszę na darmo.

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział II "Początek Końca"

   To, co teraz opowiem, wydarzyło się w piątek. Od tamtej pory szczerze, z całego serca nienawidziłam tego dnia. Piątek dla wielu osób jest ulubionym dniem tygodnia, oprócz soboty i niedzieli. Ale nie dla mnie. Czasami staje mi przed oczyma to wspomnienie. Ale wszystko od początku.
* * *
   Byłam na jakimś pustkowiu. Wokół mnie panowała ciemność. Wiedziałam, że muszę uciekać, ale nie wiedziałam przed kim lub przed czym. Wołałam, krzyczałam, ale nikogo nie było w pobliżu, więc nikt nie mógł mnie usłyszeć. Przebiegłam jeszcze spory kawałek, gdy wtem usłyszałam ciepły, pogodny głos:
- Paulina, pora wstawać.
   Otworzyłam oczy i natychmiast usiadłam na łóżku. Na szczęście, był to tylko sen, a słowa te wypowiedziała mama, która stała w progu mojego pokoju.
   -Paulina, pora wstać, bo spóźnisz się do szkoły - ostrzegła mnie mama.
   Po dziesięciu minutach, gotowa, zeszłam na dół, do kuchni, gdzie na stole już czekało na mnie śniadanie. Wychodząc z domu, cmoknęłam mamę w policzek i powiedziałam jej "Cześć!".

* * *
   Do domu wróciłam około godziny piętnastej Gdy tylko weszłam do pzedpokoju, poczułam się jakoś nieswojo. W domu było zupełnie cicho. Nie słyszałam buczenia pralki, głosów spikerów radiowych, czy postaci z seriali, które oglądała mama. A przede wszystkim nie było słychać mamy.
   Jak  zwykle w takich sytuacjach, przez moją głowę przewinęły się setki myśli, niczym z serialu kryminalnego. Szybko odpędziłam od siebie te myśli. Mama pewnie poszła do którejś ze swoich koleżanek, albo wybrała się na zakupy. Taaak, napewno.
   Ale zaraz... Zwykle w takich sytuacjach mama zostawia kartki na lodówce. Szybko popędziłam do kuchni. Od razu zauważyłam na drzwiach lodówki różową kartkę z następującą treścią:

"Wychodzę do cioci Krysi.
Wrócę o 15:00.
        Całuję, mama."

   Wszystko wydawało się w porządku. Jednak ta karteczka wcale mnie nie uspokoiła. Wręcz przeciwnie. Czułam się jeszcze gorzej, bo przecież było już dwadzieścia po trzeciej.
   Wzięłam komórkę i spróbowałam zadzwonić do mamy. Trzy sygnały. Cisza. Ponowiłam próbę kilka razy. Dalej nic.
   Szybko podbiegłam do telefonu znajdującego się w korytarzu i wybrałam numer cioci Krystyny, siostry mojej mamy.
   -Halo? Kto mówi? - usłyszałam męski głos w słuchawce.
-Wujku, to ja, Paulina. Jest może ciocia w domu?
-Jest. Dać jej słuchawkę?
-Tak, prosiłabym.
   I cisza. Przeczekałam dwie minuty, a potem usłyszałam głos cioci Krysi w słuchawce:
-Tak, Paulikno? O co chodzi?
-Jest może u cioci mama? - zapytałam.
-Alicja? Nie, nie ma jej - usłyszałam to, czego się obawiałam.
-J-jak to: nie ma? - wydukałam z szybko bijącym sercem.
-Po prostu jej nie ma. Dlaczego o to pytasz?
-Przed chwilą wróciłam ze szkoły i znalazłam kartkę od mamy. Napisała na niej, że idzie do ciebie i wróci o trzeciej.
-Uch... No, nie wiem... - pochwili ciszy usłyszałam ciocię. - Może wyszła przed chwilą, a są korki, czy coś i po prostu jeszcze nie doszła?
-Oby... Pa, ciociu!
-Pa.
   Rozłączyłam się. Postanowiłam przestać się tak bać i pójść odrobić lekcje. Ledwo doszłam do mojego pokoju, usłyszałam dzwonek telefonu. Czym prędziej rzuciłam się do półki z urządzeniem.
-Halo? K-kto mówi? - powiedziałam z nadzieją.
-Dzień dobry. Tutaj firma Orange. Nie chcieliby państwo skorzystać z naszej nowej oferty?
-Rodziców nie ma w domu! - warknęłam ze złością i i odłożyłam słuchawkę.
   "Na pewno nic się nie stało... Na pewno..." powtarzałam w myślach.
   Poszłam z powrotem do pokoju. Usiadłam na łóżku i wzięłam do ręki książkę. Starałam się przestać myśleć o mamie.

* * *
   Minuty ciągnęły się nieubłaganie. Była już piętnasta trzydzieści pięć. Z powrotem podeszłam do telefonu i wystukałam numer.
   -Halo? Tu Paulina - powiedziałam do słuchawki.
-Witaj, Paulinko. Znowu dzwonisz? - zdziwiła się ciocia.
-Czy mama do was nie przyszła? - spytałam z nadzieją.
Nie, nie przyszła. A nie ma jej u was?
-Nie ma. Jestem sama w domu.
-Jak to: nie ma?! I jeszcze jesteś sama w domu?! Już do ciebie idę, dziecko!
-Ciociu, nie... - ale nie dokończyłam, bo ciocia się rozłączyła.
   No tak. Zapomniałam, że ciocia potrafi być 'trochę' nadopiekuńcza.

* * *
   Dziesięć minut później usłyszałam szybkie, energiczne pukanie do drzwi. Poszłam je otworzyć i w progu ujrzałam ciocię Krystynę.
-Cześć, Ciociu - powiedziałam.
-Cześć, Paulinko. Alicja jeszcze nie wróciła?
-, Nie, nie wróciła. Napijesz się herbaty? - zaproponowałam.
-Tak, z chęcią - powiedziała ciocia.
   Weszłam do kuchni. Było to jedno z moich ulubionych miejsc w domu. Było tu przytulnie. Gdy byłąm jeszcze mała, tata pomalował ściany na żółto, tak, że kuchnia wyglądała tak, jakby wiecznie świeciło tu słońce. W jednym rogu pomieszczenia stał drewniany stół, na którym w tym momencie leżała cerata w kratkę, którą mama niedawno kupiła. W przeciwległym kącie stała lodówka, obok niej kilka szafek, w tym jedna ze zlewem i suszarką na naczynia i kuchenka. Przez okno wpadały do kuchni ciepłe, majowe promienie słońca, dzięki którym zielone zasłonki błyszczały. Lubiłam to miejsce.
   Postawiłam czajnik na kuchence, a ciocia zdążyła wejść do kuchni. Było słychać tylko nasze oddechy. Włączyłąm radio.

* * *
   Dziesięć minut później siedziałyśmy z ciocią przy stole i piłyśmy herbatę. Naglę ciszę przerwało dzwonienie telefony. Podbiegłam do aparatu.
   Halo? - powiedziałam do słuchawki.
-To ty, Paulina? - usłyszałam głos taty.
-Tak, to ja. O co chodzi?
-Bo widzisz... No... Nie wiem, jak to powiedzieć...
-To ja może dam ciocię Krysię do telefonu - zaproponowałam.
-Co robi Krystyna u nas w domu? - szczerze zdziwił się tata.
-Mama miałą do niej pójść i wrócić o trzeciej. Ale ani nie była u coici, ani nie wróciła, a ciocia przyszła, bo powiedziała, że nie mogę sama być w domu - wyjaśniłam tacie.
-Aha. Ja właśnie dzwonię w sprawie mamy - powiedział tata. - Miałą wypadek - serce zaczęło mi bić mocniej. - Jest w ciężkim stanie. Leży w szpitalu.
   Ale tego ostatniego zdania już nie usłyszałam.. Po słowach 'w ciężkim stanie'', słuchawka wypadła mi z ręki i wisiała teraz na kablu. Nie docierały do mnie żadne dźwięki. Mama... wypadek... w ciężkim stanie... Na szczęście w porę się otrząsnęłam z odrętwienia i szybko chwyciłam za wiszącą słuchawkę, w której usłyszałam głos taty:
-Paulina, jesteś tam?
-Tak, przepraszam.
-Mama leży w szpitalu. Dobrze by było, gdybyście przyjechały z ciocią. Muszę kończyć. Pa!
-Pa.
   Odrętwiała wkroczyłam do kuchni. W głowie kłębiło mi się tysiąc myśli na raz,
   -Ciociu... - zaczęłam.
-Hę?
-Mama... wypadek... szpital... szybko... - mówiłam urywanymi słowami.
-Czekaj... Alicja miała wypadek i leży w szpitalu, a my mamy tam jechać, tak? - odgadła ciocia.
-Tak! - potwierdziłam.
- No, to ubieraj buty i jedziemy!

                                                                ~♥~
I o to koniec drugiego rozdziału. Przepraszam, że tak długo. Domyślam się, że pewnie wiecie już, co się stanie :) 
Jak się Wam podoba nowy szablon?
Z podziękowaniami dla Lucy z Bajki i Outflow, za motywację do dalszego pisania.
               CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Jeśli dasz link do swojego bloga, mogę się odwdzięczyć :3

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział I "Było tak pięknie..."

   Byliśmy szczęśliwą rodziną. Może małą, ale szczęśliwą. Tylko mama, tata i ja. Czasami zastanawiałam się, jakby było mieć rodzeństwo, ale zawsze dochodziłam do wniosku, że jestem szczęśliwa i rodzeństwo nie jest mi potrzebne. Zresztą, to i tak nie zależy ode mnie.
   Przejdźmy do rzeczy. Mój tata pracuje w firmie komputerowej, a mama zajmuje się domem. Taki schemat powtarzający się się średnio w dwóch na trzech domach. Piszę 'średnio', bo nie wiem dokładnie, w ilu rodzinach jest tak, jak u mojej przyjaciółki Julki, że ojciec jest jednocześnie głową rodziny i zajmuje się gotowaniem, sprzątaniem, praniem i tak dalej, a matka ciężko pracuje, żeby zarobić na utrzymanie rodziny.

   I znowu zboczyłam z tematu. Miało być o mnie, o mojej rodzinie, a zeszłam na statystyki. Tak to już ze mną jest. Moja nauczycielka języka polskiego powiedziała mi kiedyś, że strasznie wszystko rozpisuję, skupiam się na szczegółach, przez co często, tak jak teraz, zapominam o tym, co miałam pisać lub mówić i przechodzę w całkiem inny temat. Teraz okazuje się, że miała rację. Niestety.

   W takim razie wrócę do tematu i napiszę trochę o sobie. Na imię mi Paulina, mam prawie czternaście lat i chodzę do pierwszej klasy gimnazjum. Jak już wcześniej wspomniałam, jestem jedynaczką. Jestem średniego wzrostu, mam długie, ciemnoblond włosy sięgające mi do połowy brzucha, jak mówi moja mama. Oczy koloru niebieskiego odziedziczyłam po mamie, która, tak jak ja, była blondynką. Tata twierdzi, że jestem strasznie podobna do mamy, gdy była w moim wieku. I to nie tylko wyglądem. Ojciec często mówi mniej więcej tak:
-Wiesz co, córciu? Bardzo przypominasz mi pewną dziewczynę, z którą chodziłem w swoim czasie do szkoły.
- Spójrz na mnie, a pamięć ci się nieco odświeży - zwykle odpowiada na to mama.

   Trudno mi jest wyobrazić sobie mamę w moim wieku. Naprawdę. Tm bardziej wyglądającą tak, jak ja i zachowującą się mniej więcej tak samo, bo, jak twierdzi tata, jego żona zachowywała się jako piętnastolatka tak, jak teraz ja. A ja jestem raczej nieśmiała, skryta w sobie. Jestem taką szarą myszką, która ciągle siedzi zakopana pod stertą książek, nie tylko podręczników szkolnych, a mama jest, w każdym razie teraz, duszą towarzystwa. Często spotyka się ze swoimi koleżankami ze szkolnych lat. Ja wolę mieć jedną przyjaciółkę, ale taką od serca.

   Dobra, dość o mnie. Teraz trochę o naszym domu. Jest on niewielki. Ot, taki mały, zwyczajny domek. Mój pokój znajduje się na piętrze, więc mam widok na część podwórka i ulicę. Lubię czasami usiąść przy oknie i patrzeć na ludzi chodzących ulicą, lub krzątających się na swoich podwórkach. Taki mój mały fotoplastykon. Moja sypialnia jest dla mnie 'miejscem świętym'. Panuje to jako taki porządek. Na ścianach poprzyklejane wiszą moje rysunki, bądź zdjęcia. Pod ścianą prostopadłą do tej, w której znajdują się drzwi na mały balkonik, stoi moje łóżko,  szafa z ubraniami i komoda, na której postawiłam klatkę ze Stefanem, moim największym przyjacielem, małą, szarą myszką. . Na przeciwko łóżka stoi biurko. Ściany pokoju są pomalowane na kolor biały, a podłoga wyłóżona jest jasnym panelami, tylko obok łóżka leży miały, puchaty dywan. Jest tu przytulnie.

***
   Jak widać, byliśmy szczęśliwą rodziną. Ale piszę 'byliśmy'. Dlaczego? Niedługo się przekonacie...


                                                                      ~♥~
I oto koniec pierwszego rozdziału. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale na razie jestem początkującą, można powiedzieć, 'pisarką'.  Kolejny rozdział postaram się dodać niedługo.
                                         CZYTASZ - KOMENTUJESZ
Mogę się odwdzięczyć komentarzem, jeśli dodasz link do swojego bloga.
To chyba tyle.

Na wstępie :3

Cześć i czołem, witam na mym nowym blogu :3
Na blogu tym będę zamieszczać moje opowiadanie, być może, gdy je skończę zacznę pisać inne :)
Na razie zajmę się pisaniem opowieści pod tytułem "Gwiazdka z nieba". To na tyle :3
Niedługo pierwszy rozdział. :)